Podziel się:

Podziel się:

„Sól w nasze rany, cały wagon soli, by nie powiedział kto, że go nie boli”

Ludzi na całym świecie łączą dwa elementy: cierpienie i umieranie. Każdy cierpi, każdy na swój sposób, inaczej. Próbę naszkicowania tej części życia podejmuje Wojciech Tochman w książce „Wściekły pies”. Autor posługuje się mocnym, balansującym na granicy brutalności językiem. Jest rekonstruktorem zdarzeń, swoją relację opiera przede wszystkim na świadectwach innych ludzi. Tochman opisuje postaci surowo, nie komentuje, nie interpretuje i nie ocenia.

Kara boska?

„Wściekłego psa” otwiera reportaż „Mojżeszowy krzak”. Razem z ostatnim – „Amen” – tworzy on klamrę kompozycyjną. Obie relacje nawiązują do tragicznych wydarzeń, które rozegrały się podczas pielgrzymki maturzystów. Tochman dokładnie przestudiował historię każdej z ofiar, poznał ich plany, marzenia. Każdą osobę możemy poznać z imienia, nazwiska, sposobu bycia. Jesteśmy w stanie oczyma wyobraźni ujrzeć wsiadających do autobusu roześmianych, młodych ludzi, nieświadomych piekła, które okaże się być nieuniknione. Tochman opisuje niejedno oblicze cierpienia. Najpierw cierpienie, dotykające bezpośrednio uczestników wypadku, zmarłych, konających i tych ocalałych. Fizyczne, kiedy ich ciała stają się wibrującym bólem i psychiczne, podważające sens istnienia. Te wydarzenia odcisnęły również piętno na psychice rodzin i bliskich. Niełatwo pogodzić się ze śmiercią córki, ale również niełatwo patrzeć na sparaliżowanego, cudem ocalałego syna. Cierpienia nie da się wartościować. W ludziach zaczęły się budzić najgorsze instynkty. Wszyscy są winni śmierci mojego dziecka, a winni nie zasługują przecież na żaden ludzki odruch, na współczucie czy zrozumienie. Wojciech Tochman stara się zrelacjonować wydarzenia z każdej perspektywy. Dostrzega również (zabrzmi to nieco makabrycznie) pewną ironię. Dzieci jadące na pielgrzymkę, głęboko wierzące, giną z ręki Boga, który o wszystkim decyduje, który jest wszystkim. W tym miejscu rodzi się pytanie proste, a zarazem niewiarygodnie trudne: dlaczego?

Toksyczna bliskość

Kolejny reportaż, „Atmosfera miłości”, opowiada historię kobiety, od której odwróciła się cała wieś. Nie bez powodu, bo za odwagę. Jako jedyna odważyła się rzucić oskarżenie w stronę księdza, co jest nie lada wyczynem, zważywszy, ze akcja rozgrywa się na wsi na wschodzie Polski. Kobieta, która do momentu wyjawienia prawdy była uznawana za zwyczajną, porządną matkę kilkorga dzieci, w jednej chwili stała się grzesznicą, bezczelną dziwką, która śmie oskarżyć księdza o molestowanie w dzieciństwie. Jej relacja z duchownym jest pełna paradoksów. Z jednej strony, jako dziecko nie miała świadomości tego co się dzieje, dopiero z czasem zdała sobie sprawę z tego, jak wielkiego zła padła ofiarą. Z drugiej – sama twierdzi, że lubiła wizyty u księdza. Tylko on darzył ją czułością. Łaknęła jej, bo był to jedyny rodzaj bliskości, jakiej kiedykolwiek zaznała. Ksiądz z kolei odpierał oskarżenia i usprawiedliwiał poufałość wobec dzieci mentalnością tamtych stron oraz tradycją. Wojciech Tochman nie przedstawia problemu w sposób płaski. Konstrukcja reportażu ukazuje wielowymiarowe podłoże psychologiczne bohaterów. Dostrzec można samotność, brak zrozumienia, wiejską zabobonność i łatwość osądu.

Ludzka bezradność

„Więzień” to opis życia chłopca chorego na zespół Tourette’a. Tochman dotyka trudnego i mało znanego tematu. Opisuje, jak doszło do zdiagnozowania tej niezwykle rzadkiej przypadłości lub, innymi słowy, proces dogorywania świata pewnej szczęśliwej rodziny. Diagnoza okazała się być druzgocąca zarówno dla chłopca, jak i jego rodziców. Dziecko, a później dorosły mężczyzna, mający rozum, inteligencję i aspiracje, staje się więźniem własnego ciała. Jest ono dla niego skorupą, izolującą od zwyczajnego świata. Jego życie jest ciągłą frustracją. Rodzice, mimo starań, pozostają bezradni, brakuje im sił. Ich heroiczna walka o godny byt i wyleczenie syna jest z góry przesądzona. Tochman poruszył bardzo trudną kwestię, mianowicie: gdzie przebiega granica bezwarunkowej miłości? Rodzina chłopca nie może liczyć na niczyje współczucie, matka za odrobinę zrozumienia oddałaby nawet nogi własnego syna.

Historię bardzo smutną, udowadniającą okrucieństwo ludzi, ale również dającą iskierkę nadziei można znaleźć w reportażu „Człowiek, który powstał z torów”. Tochman ukazuje w nim losy człowieka, stojącego w obliczu skrajnej bezradności. Pewnego dnia mężczyzna budzi się, a w jego głowie pustka. „Nie pamięta nawet koloru swoich oczu”. Od razu spotyka się z ludzką znieczulicą. Błąka się jak bezpański kundel, bezradny, ufny. Nie ma innego wyjścia. Na każdym kroku dostaje kopniaki, ku uciesze gawiedzi. Decyduje się na samotną, leśną egzystencję. Na szczęście, na drodze Janka (takie imię sobie wybrał) pojawiają się też dobrzy ludzie. Chcą mu pomóc, dostaje pracę, trafia do Itaki, ktoś w końcu przejmuje się jego losem. Janek, mimo cierpienia płynącego z doświadczenia „drugiego życia”, jak również nieświadomości przeżycia tego „pierwszego”, czuje się szczęśliwy. Staje się „symbolem” odrodzenia. Tochman stawia pytania: czy ta sytuacja nie jest dowodem na to, że ludzie są z natury dobrzy, a to świat jest zły? Im bardziej w niego brniemy, tym bardziej stajemy się okrutni i nieczuli?

W tomie „Wściekły pies” znalazło się też miejsce dla tragicznej postaci Tomasza Beksińskiego, dziennikarza, tłumacza, syna wybitnego malarza i rzeźbiarza Zdzisława. Tomasz już od najmłodszych lat miał skłonności do depresji. Tochman starał się zrekonstruować jego drogę od dziecka aż do udanej próby samobójczej, dokonanej w wieku 41 lat. Powołuje się m.in. na zapiski dziennikarza. Pełno w nich bólu, nadwrażliwości, poczucia niezrozumienia. Reportaż odkrywa również wpływ ojca na losy Tomasza. Brak okazywanej w dzieciństwie czułości, a w zamian bliskość makabrycznej twórczości, wypaczyła delikatną psychikę dziecka. Jak powiedział Tomasz: „mój ojciec je malował, ja musiałem z nimi dorastać”.

Droga bez powrotu

Tytułowy „Wściekły pies” to niewygłoszona homilia duchownego, w której przyznaje się on do homoseksualizmu i zakażenia wirusem HIV. Jest to nietypowa forma reportażu, bowiem Tochman całkowicie oddaje głos księdzu, to on staje się narratorem. Daje to poczucie wiarygodności i intymności przekazu. Duchowny dokładnie opisuje, jak wygląda jego życie, ze szczegółami opowiada o swoich stosunkach seksualnych. Jednocześnie deklaruje żarliwe uczucia względem Boga. Ksiądz jest rozdarty i skrajnie nieszczęśliwy, co ma swoje odbicie w snach. Duchowny widzi w marach sennych wściekłego psa, który nie pozwala mu się ruszyć. Zwierzę może być alegorią zła, strachu, cierpienia. Tajemnice trawią księdza od środka i choć nie ma odwagi, by wygłosić rzeczywiste kazanie, quasi-homilia pozwala na złapanie choćby płytkiego oddechu.

Słowa w rękach Wojciecha Tochmana są bronią o niezwykle silnej mocy. Przypominają kryształki soli sypane w krwawiące rany. Czytając reportaże Tochmana człowiek czuje się stale atakowany, niekiedy dosadność i brutalność przekazu zdaje się być nie do zniesienia. „Wściekły pies” jest zbiorem niezwykle wstrząsających i wzruszających tekstów. Jest kolejnym dowodem na nieuchronność cierpienia. Tochman staje na straży moralności, wprowadza nas w świat swoich reportaży, lecz nie daje szansy na drogę powrotną. Jego obowiązkiem jest ujawnianie prawdy, a obowiązkiem czytelników – patrzenie w oczy tej prawdy bez mrugania i odwracania wzroku.

Autor: Weronika Kubera
Artykuł został umieszczony przez naszego użytkownika na jego profilu: Tworzywo - Gazeta Studencka
Oceń artykuł:

(0)