Stypendia to nie tylko forma pomocy społecznej wobec studentów, lecz także dobitny przykład wyłudzeń i matactwa.
Obecnie uczelnie państwowe oferują stypendia socjalne, sportowe jak i naukowe. Naukowe otrzymuje się niezależnie od dochodów, a więc dla uczelni nie ma znaczenia, czy student dostaje od rodziny co miesiąc 700 zł czy 7000 zł, czy świetne oceny otrzymywał dzięki korepetycjom, za które płacili rodzice, czy dzięki własnej ciężkiej pracy.
W przypadku socjalnych mamy setki patologii: dzieci rolników, czy prywatnych przedsiębiorców oficjalnie podają znikome dochody na osobę w rodzinie (udokumentowane przez urząd skarbowy), a w rzeczywistości mają znacznie większe dochody, z tym że dzięki kreatywnej księgowości udaje się im te dochody zatuszować, że niby firma nie przynosi zysku. Nie wierzę, że każda pomoc materialna od UWM trafia do osób potrzebujących jej naprawdę. Osoby, których rodzice pracują zagranicą, a w Polsce są formalnie bezrobotnymi - mogą otrzymywać blisko 800 zł pomocy materialnej, bo choć ich rodzice mogą zarabiać w tysiącach euro, to formalnie w Polsce nie mają dochodów (podobnie jak właściciele firm tuszujących dochody, czy oficjalnie będących w innych rękach).
Nikt nie weryfikuje, ile osób naprawdę potrzebuje wsparcia. Wystarczy, że rodzice zadbają, by fiskus nie
miał pełnej wiedzy o dochodach i w bardzo prosty sposób można wyłudzić pieniądz od uczelni. Jest stereotyp biednego studenta, ale paradoksalnie bardzo często najbogatsi są ci, którzy otrzymują pomoc materialną, gdyż poza pieniędzmi otrzymywanymi od rodziców (którzy na przekór fiskusowi
zarabiają) otrzymują wsparcie sowite od uczelni.
W ten sposób co miesiąc ogromne ilości gotówki przelewane są na konta osób, które z biedą czy potrzebą nie mają wiele wspólnego. Krzysztof Rybiński ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie już jakiś czas temu mówił, że 80% pomocy społecznej nie trafia do osób potrzebujących. Jestem bardzo ciekaw jak bardzo ten wskaźnik pokrywa się z sytuacją na UWM jak i innych uczelniach.
Jak widzę markowo ubranych, często jeżdżących po terenie uczelni dobrymi samochodami, równie często imprezującymi biednych żaków, którzy muszą sięgać ręce po stypendia to żal mi już nawet nie tyle uczelni, która daje się robić w konia przez niedoskonałości kontroli skarbowej, ale obywateli, którzy płacą podatki i z których to podatków później finansowane są uczelnie wyższe w tym kraju.
Internauta
{sonda}
Co sądzicie o tej opinii? Pokazuje prawdziwą rzeczywistość, czy ją przekłamuje?
W przypadku socjalnych mamy setki patologii: dzieci rolników, czy prywatnych przedsiębiorców oficjalnie podają znikome dochody na osobę w rodzinie (udokumentowane przez urząd skarbowy), a w rzeczywistości mają znacznie większe dochody, z tym że dzięki kreatywnej księgowości udaje się im te dochody zatuszować, że niby firma nie przynosi zysku. Nie wierzę, że każda pomoc materialna od UWM trafia do osób potrzebujących jej naprawdę. Osoby, których rodzice pracują zagranicą, a w Polsce są formalnie bezrobotnymi - mogą otrzymywać blisko 800 zł pomocy materialnej, bo choć ich rodzice mogą zarabiać w tysiącach euro, to formalnie w Polsce nie mają dochodów (podobnie jak właściciele firm tuszujących dochody, czy oficjalnie będących w innych rękach).
Nikt nie weryfikuje, ile osób naprawdę potrzebuje wsparcia. Wystarczy, że rodzice zadbają, by fiskus nie
miał pełnej wiedzy o dochodach i w bardzo prosty sposób można wyłudzić pieniądz od uczelni. Jest stereotyp biednego studenta, ale paradoksalnie bardzo często najbogatsi są ci, którzy otrzymują pomoc materialną, gdyż poza pieniędzmi otrzymywanymi od rodziców (którzy na przekór fiskusowi
zarabiają) otrzymują wsparcie sowite od uczelni.
W ten sposób co miesiąc ogromne ilości gotówki przelewane są na konta osób, które z biedą czy potrzebą nie mają wiele wspólnego. Krzysztof Rybiński ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie już jakiś czas temu mówił, że 80% pomocy społecznej nie trafia do osób potrzebujących. Jestem bardzo ciekaw jak bardzo ten wskaźnik pokrywa się z sytuacją na UWM jak i innych uczelniach.
Jak widzę markowo ubranych, często jeżdżących po terenie uczelni dobrymi samochodami, równie często imprezującymi biednych żaków, którzy muszą sięgać ręce po stypendia to żal mi już nawet nie tyle uczelni, która daje się robić w konia przez niedoskonałości kontroli skarbowej, ale obywateli, którzy płacą podatki i z których to podatków później finansowane są uczelnie wyższe w tym kraju.
Internauta
{sonda}
Co sądzicie o tej opinii? Pokazuje prawdziwą rzeczywistość, czy ją przekłamuje?
